Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1472105
Dziś znów regularnie czuję ów ścisk, na przykład podczas oglądania filmu nakręconego w Mariupolu. Lecący nad miastem dron zarejestrował potworną skalę zniszczeń. Co ciekawe, nakręcili go Rosjanie, opublikowała Russia Today, bezwstydnie obnażając prawdziwy charakter „operacji pokojowej". Widziałem tylko samo nagranie, nie znam kontekstu, w jakim je puszczono; zapewne była tam mowa o „nazistach z Azowa", którzy „doprowadzili do zrujnowania portowego miasta". Nie wiem, co zostanie w głowie przeciętnego Rosjanina po obejrzeniu takiego materiału, może jednak zasieje w nim jakieś ziarno wątpliwości? Mnie przypomniały się słowa amerykańskiego pułkownika, który po odbiciu Hue z rąk Wietkongu wyznał: „musieliśmy zniszczyć miasto, żeby je odzyskać" (cytat za autorem kultowych „Depesz", Michaelem Herrem). Ruiny, pośród których kręcą się znękani cywile – czy da się lepiej obnażyć bezsens wojny? Ale chyba jestem naiwny w swoich oczekiwaniach wobec Rosjan. Kończę ów tekst 1 kwietnia, lecz to wcale nie jest Prima Aprilis, a jak najbardziej prawdziwa informacja. Oto uczniowie ze szkoły olimpijskiej w rosyjskim mieście Penza napisali donos na nauczycielkę angielskiego. Niejaka Irina Gen krytycznie wypowiadała się na temat wojny w Ukrainie. Szkolniacy ją nagrali i dostarczyli plik prokuraturze. 55-latce, wobec której wszczęto postępowanie karne za „szerzenie fejków", grozi teraz od 5 do 10 lat więzienia. Pisarz Siergiej Dowłatow (którego przywołuję za dziennikarką Maszą Makarową), stwierdził kiedyś ze smutkiem: Bez końca potępiamy towarzysza Stalina i oczywiście słusznie. A jednak chciałbym zapytać: kto w takim razie napisał 40 milionów donosów?. Ano protoplaści dzielnych licealistów. Innymi słowy, w Rosji (zdaje się…) bez zmian. SIŁA WIELKIEJ PŁYTY Wracając do Mariupola – miasto już raz podniosło się z wojennej zapaści. Choć w 2014 roku „separów" szybko zeń wyrzucono, przez kilka miesięcy pozostawało ono w zasięgu ich artylerii. W efekcie, jeszcze latem 2015 roku, władze nie mogły się doliczyć 40 procent mieszkańców. W międzyczasie separatyści zostali zepchnięci kilkanaście kilometrów na wschód, a bufor, który wówczas powstał, sprawił, że mariupolanie zaczęli wracać i organizowali swoje życie na przekór wojnie. Dwa lata po wybuchu konfliktu w mieście brakowało już tylko kilku procent stałych rezydentów. Wciąż nie było turystów, których wcześniej przyciągało piękne wybrzeże Morza Azowskiego, lecz miejscowi również potrafili się zabawić. Już latem 2015 roku, zwłaszcza w weekendy, knajpy i dyskoteki na plaży pękały w szwach. Alkohol, głośna muzyka, tańce, odstawione dziewczyny, eleganccy chłopcy – i „jazda" do białego rana. Czasem tylko, patrząc wzdłuż wybrzeża, można było dostrzec oddalone wybuchy. Minęło kilka lat i miasto znów mierzy się z rosyjską agresją. Tym razem szybko na nogi nie stanie. Uszkodzonych, wypalonych, częściowo zawalonych jest aż 90 procent budynków. Co znamienne, te z wielkiej płyty trzymają się nieźle. Zawsze mnie to zdumiewało, a po raz pierwszy zobaczyłem takie obrazki w telewizji, 30 lat temu, w relacjach z byłej Jugosławii. Wizualne przekleństwo materialnej kultury czasów komunizmu okazywało się wyjątkowo trwałe w starciu z bojową amunicją wszelkiego rodzaju. Nawet tą najcięższą. Kiedyś w Debalcewie – już po zajęciu miasta przez „separów" – stałem na balkonie trafionego z grada wieżowca. Za mną było kompletnie zrujnowane mieszkanie, dwie kolejne kwatery także nie nadawały się do zamieszkania, podobnie jak klatka schodowa do bezproblemowego www.fragoutmag.com