Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1489239
Potem nastąpiła „cisza w eterze". Trudno było załapać kogokolwiek, kto mógłby coś wiedzieć i przede wszystkim powiedzieć. Rzecznik prasowy rządu Piotr Müller zapowiedział nadzwyczajne posiedzenie rady bezpieczeństwa i choć Internet huczał już od plotek, żaden z oficjeli aż do późnych godzin wieczornych pary z ust nie puścił. Była to zdumiewająca dyskrecja, jak na polskie standardy… Marnotrawstwo wynikłe z biedy Ciąg dalszy historii znamy. Dość napisać, że późnowieczorne wystąpienie prezydenta Dudy rozwiało najpoważniejsze obawy. Polska nie została zaatakowana, co przez chwilę – za sprawą panicznych materiałów zachodnich agencji prasowych – wydawało się realnym scenariuszem. Rakieta, owszem, przyleciała, ale było to niezamierzone działanie. Radzieckie i rosyjskie systemy nie słyną z przesadnej celności, bywają też awaryjne. Tymczasem obie strony konfliktu używają ich w sporych ilościach, także w rejonach graniczących z Polską. Wdarcie się jakiegoś intruza w naszą przestrzeń powietrzną było tylko kwestią czasu. Szczerze mówiąc, zaskakuje fakt, że stało się to dopiero teraz. Gdy kończył się wtorek opinia publiczna nie wiedziała jeszcze, czy „zbłąkana" rakieta została wystrzelona przez Rosjan czy Ukraińców. Zidentyfikowane szczątki wskazywały, że w Przewodowie upadła antyrakieta 5W55 systemu przeciwlotniczego S-300, nie zaś jeden z pocisków manewrujących (np. Kalibr), używanych przez najeźdźców do bombardowania ukraińskich miast. Lecz to nie przesądzało sprawy. Dlaczego? Radzieckie/rosyjskie S-300 nie mają wielkiej głowicy i dużego zasięgu. 100-150 kg ładunku wybuchowego wystarczy, by zniszczyć nadlatujący obiekt, co zwykle odbywa się na wysokości kilkuset metrów, w odległości kilkunastu- kilkudziesięciu kilometrów od wyrzutni. Ale S-300 można również używać w trybie ziemia-ziemia i próbować niszczyć za ich pomocą budynki, elementy infrastruktury, skoncentrowaną siłę żywą. To kosztowne i mało efektywne, bo zasięg rakiety nie przekracza 200 km, a wielkość głowicy ogranicza skuteczność rażenia (trzeba zatem wystrzelić wiele rakiet). No ale „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma". W arsenale armii rosyjskiej próżno szukać dużych zapasów pocisków manewrujących i rakiet dalekiego zasięgu. Takich, które lecą 1500-2000 km i mają niemal półtonową głowicę. Uzupełnienie ubytków nie jest obecnie możliwe z braku dostępu do zachodnich podzespołów objętych sankcjami. Ratują się więc Rosjanie na różne sposoby, np. strzelając antyrakietami w trybie ziemia- ziemia. Marnotrawstwo wynikłe z biedy różne miewa oblicza – to jest jedno z nich. Szczątki S-300 w Przewodowie mogły zatem należeć do rakiety wystrzelonej przez Ukraińców, która miała trafić rosyjski pocisk, ale chybiła. Poleciała dalej, mechanizm samolikwidacji nie zadziałał, bądź zadziałał już nad Polską. Pech chciał, że pocisk lub jego szczątki spadły w pobliżu suszarni zboża, zabijając www.fragoutmag.com