Podróż do Krematorska zajęła nam
cały dzień. Poruszając się na wschód
należy mieć ze sobą odpowiednie
przepustki, a co najważniejsze,
niezbędne hasła, pozwalające
przekroczyć punkty kontrolne,
inaczej nie ma możliwości dotrzeć na
front.
Droga do Kreatorska była już,
nazwijmy to, mało przyjazna, z racji
tego, że asfalt zniknął rozjeżdżony
przez gąsienice ciężkich pojazdów
pancernych. Miasto Krematorsk
było naszym ostatnim bezpiecznym
miejscem, o ile można w tym kraju
mówić o jakimkolwiek bezpiecznym
miejscu.
W samym mieście opiekę nad
nami przejęli ludzie z Legionu
Cudzoziemskiego. Nocowaliśmy w ich
bazie, gdzie odpoczywali, uzupełniali
zapasy broni i amunicji. W nocy
słychać było huk ostrzału, pracującą
artylerię, a w oddali odgłosy syren
alarmowych, ale dla mnie była to
najlepsza noc, bo wreszcie byłem
na miejscu i mogłem się wyspać.
Z samego rana, po śniadaniu,
przygotowywaliśmy się do wyjazdu
do samego Bachmutu, gdzie od kilku
tygodni trwały intensywne walki. Co
ciekawe do miasta prowadziły trzy
główne drogi, ale podczas naszego
pobytu dwie znajdowały się już
pod kontrolą żołnierzy rosyjskich.
Wydawało się, że w ciągu kilku
dni pierścień wokół Bachmutu się
zamknie. Przed ruszeniem pojazdem
opancerzonym wszyscy założyliśmy
www.fragoutmag.com