Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1526112
13 lat temu dla magazynu „Nowa Technika Wojskowa" napisałem artykuł „Oporządzenie w WP – stan obecny i potrzeby" – wówczas w tym temacie było fatalnie. Sześć lat później upgrade tego tekstu ukazał się w FO#18 – nadal było bardzo źle. Mija kolejne 7 lat, wracam do tematu i... I nadal jest słabo. Czemu? Dłuższą odpowiedź znajdziecie na naszym kanale YT w playliście „Szpej Wojska Polskiego", a krótszej postaram się udzielić teraz. Jest słabo, choć coś tam w temacie wyposażenia osobistego żołnierza (swoją drogą, zakres tego terminu mocno się poszerzył, o czym dalej) drgnęło, ale zaznaczmy na wstępie, że mówimy o zaniedbaniach sięga- jących minimum ĆWIERĆWIECZA. Tak, nie mylą Was oczy – w materii „szpeju" mamy zaległości sięgające 25 – 30 lat, czyli de facto temat zaniedbano tuż po upadku komuny, nie licząc niewielkich zmian, które śmiało można by nazwać pudrowa- niem trupa, przynajmniej przez dekadę po przemianie ustrojowej. Przez pierwsze 10 lat III RP „jechali- śmy" w zasadzie na tym, co zostało na po SZ PRL, kosmetycznie to zmieniając. Wymieniliśmy mundur z „moro" na „holly wuzeta" (wz. 93) w kroju munduru spadochroniar- skiego zwanego US, wymieniliśmy buty z kiepskich (opinacze) na fatal- ne (desanty/szybkowiązy/Józefy) i wprowadziliśmy sobie do wyposa- żenia (nie)sławny „piórnik Stacho- wiaka", czyli pasoszelki do przeno- szenia oporządzenia wz. 988 – była to nieudolna, spartolona po całości kopia kamizelki amerykańskiego systemu IIFS, którą przyjęliśmy do wyposażenia w momencie, kiedy Amerykanie wycofywali z użycia jej POPRAWIONĄ wersję... I tak to wszystko trwało do momen- tu zaangażowania się w misje zagraniczne w Iraku i Afganistanie, gdzie nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością, a tak naprawdę był to sierpowy w twarz połączony z kopniakiem w krocze. Okazało się bowiem, że nasi żołnierze pojechali NA WOJNĘ wyposażeni raczej gorzej niż lepiej (bardzo deli- katnie rzecz ujmując). Ówczesne kierownictwo MON i dowództwo SZRP w miarę szybko połapało się, że coś jest nie tak, a może być gorzej i „misjonarze" dostawali pieniądze „na doposażenie", przez co mogli we własnym zakresie uzupełnić braki wyposażenia. De facto sprowadzało się to do tego, że musieli i tak dokładać z własnych pieniędzy, bo tych otrzymanych od MON nie starczało. Normą było także pozyskiwanie brakującego wyposażenia lub wyposażenia nieporównywalnie lepszego jako- ściowo w ramach mniej lub bardziej oficjalnej pomocy sojuszniczej albo koleżeńskiej wymiany (starszemu pokoleniu znanej jako gra w „mach- niom"). Na szczęście ta sytuacja spowodo- wała drgnięcie betonowych struktur armijnych i coś się zaczęło dziać. W efekcie drgawek w kolejnych latach postało kilka nawet dość udanych projektów (np. kamizelka zintegrowana KWM-02), ale kilka innych (jak np. Dromader) zostało dość skutecznie zaoranych. Nadal jednak wyposażenie osobiste żołnierza pozostawia wiele do życzenia – gdzieś jest ciut lepiej, gdzieś sporo gorzej, a gdzie indziej żołnierz nosi kurtkę bechatkę i stalowy hełm uzupełnione „piórnikiem Stachowiaka". Czemu tak się dzieje? A to jest akurat dość proste do wyjaśnienia. Wyposażenie osobiste jest dość mało reprezentacyjne – czy to na ćwiczeniach, defiladzie, uroczysto- ściach wojskowych itp. W masie żołnierzy, a nawet na słynnym „poje- dynczym żołnierzu" zlewa się z mundurem i trzeba naprawdę wprawnego oka, by zobaczyć szcze- góły i jeszcze odróżnić je od poprzednich modeli, czy w ogóle zauważyć jakiekolwiek zmiany. Co innego nowy czołg. Albo armato- haubica samobieżna. Ewentualnie okręt, samolot, śmigłowiec... Jak polityk stanie na tle takiego ekspo- natu, to od razu widać, że nowe, błyszczące, inne od tego, co mamy, duże (pewnie drogie), śmiercionośne i tak dalej. A zmiany w wyposaże- niu? Ów polityk musiałby mieć ma- foto: 21 BSK foto: 17 WBZ 77 www.fragoutmag.com ANALIZA