Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1541285
(i kapoku, easy)? Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Kolejnego ranka odważni zostają nagro- dzeni krótkimi brawami i ruszamy dalej. Drugi dzień zaczyna się od VBSS w porcie – po- znajemy statek i legendarnego RIB-a. Tu do- chodzi kolejny facet z Formozy – Kusti – bez niego nie byłoby całej frajdy z abordażu; nikt jak on nie ogarnia podejścia i „przyklejania" łódki do burty statku (o czym przekonamy się na „prawdziwej" wodzie). Zabawa zaczyna się od wejść na statek w porcie – różne techniki, z czego najważniejsza jest oczywiście speleo. Każde wejście to oczywiście dalsze szlifowa- nie CQB na statku i miernikiem sukcesu stają się kolejne pułapki wymyślane przez Andrzeja i Eddiego. Potem obiad i już wiadomo, że zbliża się moment kulminacyjny kursu – wyjście w morze! (dobra, geograficznie, jest to Zatoka Gdańska, ale wyjście w morze brzmi bardziej epicko, zresztą fale zupełnie nie są z gatunku „zatoki"). Tu już nie ma zabawy, rzeczywiście trzeba uważać na to, co się robi – szefem jest Kusti, przynajmniej do czasu, aż wszyscy bezpiecz- nie wejdą na statek. Samo wejście na płynący statek, z płynącego obok RIBa wcale nie jest łatwe i przyjemne. Tu wszystko jest serio. A trzeba zaznaczyć, że nie jest to najwyższa na świecie burta i nie mamy na sobie tyle szpe- ju, ile w trakcie „prawdziwego" VBSS dźwiga- ją zawodowcy. Biedny ten, kto akurat trzyma drabinkę, szczególnie jeśli kumple wchodzą wolno. Tu rzeczywiście już czuć chłód Bałtyku – woda wlewa się do RIB-a w trakcie aborda- niej odsiewa połowę chętnych – ci, których ona nie przeraża, mają okazję sprawdzić, czego bali się ci pierwsi). Wchodzenie po speleo, obsługa tyczki (taka „wędka" do zaczepienia drabinki) – na razie przerabiamy praktykę na lądzie, przycią- gając ciekawskie spojrzenia. Tak mija pierwsza połowa dnia, potem obiad i powrót do zajęć. Jest tempo. I tu zwykle kurs się różni od swoich wcześniejszych edycji – w zależności od kursantów nacisk jest po- łożony na inne elementy VBSS i CQB. Z mojej perspektywy (P.Ż.) ta zmienność to super spra- wa – dzięki temu na każdym z sześciu kursów uczyłem się czegoś innego. Tu znowu wyskaku- je Andrzej ze swoim bogactwem sprzętu trenin- gowego i pomysłami, a HerrFlik zwykle gdzieś stoi i patrzy w siną dal i czasem coś mruknie pod nosem. Eddie zaczyna przekazywać swoją wiedzę i na swój niepowtarzalny sposób uczy, że najważniejsze w całej tej robocie jest myślenie – do każdej sytuacji znajdzie historię ze swojej służby. I tu uwaga, o ile HerrFlik trzyma fason i milczy, o tyle Eddie umie się podjarać, gdy kur- sanci dobrze sobie radzą i wtedy staje się bar- dziej rozmowny, jednak na koniec dnia wraca do starej zasady, że na piątką to umie Bóg, on na czwórkę, a kursanci co najwyżej na tróję. Wieczór, kolacja – nadmorski chill? Nic z tego. W grupie krąży lista chętnych na dodatkowe nocne działania OTB (over-the-beach, OTB ozna- cza także out-the-boat, czyli wyjście ze strefy komfortu – w takie momenty obfituje ten week- end). Okrojony skład przećwiczy w praktyce desant z RIB-a na plażę, oczywiście pokonując ten odcinek wpław. Czy pianka wystarczająco grzeje w Bałtyku nocą? Jak się pływa z bronią www.fragoutmag.com

