Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/372730
Numer 39 Czerwiec 22, niedziela. Jeden z ostatnich dni, gdy człowiek orientował się, która godzina i jaki mamy dzień. Preselekcja zgromadziła sporo, różnych ludzi, jedni przyjechali sami, drudzy z rodzinami i znajomymi. Z każdą chwilą było nas, coraz więcej. Jedni – tak jak ja – po raz pierwszy, inni już któreś podejście. W tym gronie sportowcy, amatorzy mocnych wrażeń, wojskowi, policjanci, emeryci, kobiety, studenci i sam nie wiem, kto jeszcze. Szybkie otwarcie, podziękowania i preselekcja ruszyła. Ćwiczenia fizyczne, przeplatane z testami wiedzy, minuta na zadanie i chwila na przejście do następnej stacji. Instruktorzy bacznie patrzą na technikę i dokładność – robisz źle, nie liczą powtórzenia i twoje szanse maleją. Każdy gdzieś tam podpatruje poczynania innych, liczy ile powtórzeń i zastanawia się ile sam zrobi. Jak przyszła moja kolej, to myślałem, żeby tylko wyrobić średnią, nie spalić się na jakiejś stacji albo żeby jakieś nie przewidziane okoliczności mnie teraz nie wyeliminowały. Gdy skończyłem ćwiczenia, nie ukrywam brakowało mi tchu, z ciekawości każdy każdego podpytywał ile mu zaliczyli pompek, jak odpowiedział na pytania z wiedzy o wojsku itp. Ogłoszenie wyników: w tym roku do następnego etapu przecho- dzi 87 osób – znalazłem się gdzieś w środku kolejki, z grupy 10 osób, z którymi rozmawiałem od rana, przeszły bodajże jeszcze 3. Major Kups przekazał wszystkim informację o zbiórce w nas- tępnym dniu w Drawsku Pomorskim. Udało mi się zabrać jeszcze z trójką uczestników autem, jak później sprawdziłem połączenia raczej komfortowe nie były w tym dniu. Poniedziałek 23 czerwca, Drawsko Pomorskie. Po zbiórce i zapoznaniu z zasadami, dostaliśmy 10 adresów, na których mieliśmy zebrać podpisy. Około 1, 5 h biegania z plecakiem po mieście, uwieńczone zebraniem 10 podpisów instruktorów dały nam przepustkę do dalszej gry. Zbiórka po czasie, w którym mieliśmy zebrać informacje na temat historii Drawska Pomorskiego i transport na poligon. Tam wyrównywanie szans, sprawdzenie rzeczy, wszystko w szybkim tempie i przy „motywujących" okrzykach instruktorów. Dostaliśmy koszulki, czapki z numerami i pierwszą pyszną rację żywnościową (wafle ryżowo-zbożowe, wodę, konserwę), a później seria pompek oraz 12 pierwszych cyfr hasła do zapamiętania. Pierwszy zaskakująco długi marsz i uczucie, które towarzyszyło mi już do końca Selekcji – niewiedza. Nigdy nie wiedzieliśmy, co, gdzie, ile, a nawet jak wydawało się, że wiemy, to szybko byliśmy wyprowadzani z błędu. Bez zegarka i komórki czas płynie zupełnie inaczej. W końcu dotarliśmy do celu i nastał czas przerwy w marszu, spożytkowany na pompki, brzuszki i inne. Pierwsze osoby zaczęły rezygnować. Wieczorem dostaliśmy jedną kartkę A4 z wierszem J. Tuwima „Rzeź brzóz" i w godzinę ponad 80 osób miało się go nauczyć. Jakoś nam to poszło, od tej chwili było, co robić podczas długich i ciągle powtarzających się marszy. Powtarzanie w głowie hasła i wiersza, przepytywanie się nawzajem oraz jedyny sposób orientacji Konkurencje wodne, zmora niejednego uczestnika. doskonale przygotowani kondycyjnie i psychicznie, mgnieniu oka. Wystarczyło nie wyłowić z dna wa była o tyle trudna, że póki wypływało się dłoni mogła szybko się wypłukać. Ja wodę wspominam było zimno, najgorzej było czekać na kolejne nie rozpieszczało akurat wtedy. Instruktorzy... Dali nam wszystkim w kość. Raczej ust podtrzymującego na duchu „Dasz radę, dawaj!", oddać czapkę, Bar nad Drawą jest niedaleko. Rezygnujesz?". dokładnie nasze poczynania i wyłapywali błędy, wytrzymałość psychiczną. Tak jak trzeba było dokładnie informacji, które nam przekazywali, tak samo trzeba uszu resztę. Instruktorzy... Dali nam wszystkim w kość. Raczej ust podtrzymującego na duchu „Dasz radę, dawaj!", oddać czapkę, Bar nad Drawą jest niedaleko. Rezygnujesz?". dokładnie nasze poczynania i wyłapywali błędy, wytrzymałość psychiczną. Tak jak trzeba było dokładnie informacji, które nam przekazywali, tak samo trzeba uszu resztę. Piątego dnia Selekcji zostałem wywołany do eliminacji. „39 wystąp!" myślałem, że popłaczę się z żalu. Dwa odpadnę, ponieważ za mało starałem się i powinęła konkurencji. Wyszedłem, czekam i słyszę „To ostatnie Wróciłem do szeregu i powiedziałem sobie, że nie odpadł, a tym bardziej zrezygnował. W obliczu utraty imprezy, zaczęło mi zależeć jeszcze bardziej. Pomyślałem robię tego wyłącznie dla siebie, ale też dla najbliższych, znalazłem jeszcze dodatkowe siły i determinację. Było Po mnie jeszcze ktoś dostał ostrzeżenie i kolejna osoba odpadła. Ten 14-osobowy skład już dotrwał jeszcze tego nie wiedzieliśmy oczywiście. Tego wieczora co smakowało niesamowicie. Wojskowa racja żywnościowa, Po pięciu dniach jedzenia chleba, wafli, sucharów, konserwy, i kiełbasy, kurczak na ciepło w czasie i przestrzeni, czyli liczenie ile razy okrążyliśmy lotnisko. W pierwszą noc wydawało mi się, że w ogóle nie spałem. Czekałem na jakieś nocne budzenie, przemarsz czy przepytywanie. Osobiście do spania przygotowałem się pierwszorzędnie, karimata, śpiwór, folia, komplet suchych ciepłych rzeczy. Oczywiście wiązało się to z tym, że za dnia nie miałem najmniejszego zasobnika, co czasami bardzo przeszkadzało. Doświadczeni uczestnicy Selekcji ograniczali ekwipunek do minimum, mieli dwa razy mniej do noszenia, ale byli i tacy, którzy mieli lodówki na plecach, do których sam bym się zmieścił. W nocy kontrola lekarza, niektórzy myśleli, że im się to przyśniło. Latarka po oczach i pytanie o stan zdrowia fizycznego i psychicznego. Ktoś rezygnuje, warunki pogodowe go wykończyły. Schemat każdego kolejnego dnia był bardzo podobny, marsz przeplatał się pomiędzy posiłkiem, torem zadaniowym, ćwiczeniami fizycznymi i znów marsz, posiłek, tor zadaniowy, pompki, brzuszki, itp. Mi osobiście zabrakło takich rzeczy jak strzelanie z broni palnej, czy skoki ze śmigłowca do wody, które widziałem w zeszłorocznej Selekcji, ale mimo wszystko czas był wypełniony atrakcjami aż po brzegi. Ludzie rezygnowali na bieżąco, do 3 dnia połowa sama odeszła, dopiero wtedy zaczęła się eliminacja za słabe wyniki. Przykro było patrzeć jak ktoś musiał zrezygnować czy został wyeliminowany, wszystkich żegnaliśmy brawami, ale w środku pozostawała pewna duma, że jeszcze się walczy i jest się tutaj. Najbardziej nie chciałem zrezygnować sam, ale w dniu, gdy dostaliśmy 5 litrowe butelki wody, a mój zasobnik zaczął ważyć około 20 kg, miałem spory kryzys i nabrałem wątpliwości, czy się opłaca. Już wtedy dziwnie bolało mnie kolano i zacząłem mocno na nim koncen- trować swoją uwagę. Podjąłem chyba z trzy próby podejścia do instruktora i powiedzenia, że rezygnuję, ale za każdym razem ktoś mi zachodził drogę albo pojawiała się przeszkoda. Wracałem do kolumny i myślałem sobie, że do końca lasu spróbuję i wtedy zrezygnuję. Nie zrezygnowałem, doszliśmy do miejsca konkurencji „przenikanie w parach". Poszło bardzo dobrze, numer „33" z którym byłem związany taśmą, miał spore doświadczenie i to w dużej mierze dzięki niemu w trochę ponad 20 minut dotarliśmy do celu. Była chwila na ogarnięcie się. W marszu powrotnym noga przestała boleć, no to walczyłem dalej. www.fragoutmag.com