Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/564698
oraz irackim wojskiem, są odpowiedzialni za utrzymanie linii fontu na odcinku nieopodal Kirkuku. Kiedy wchodzimy, na sali są jeszcze jacyś lokalni politycy. Kirkuk nie należy już do Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego, a mimo to to właśnie Peszmergowie walczą na froncie. - Wspólnie bronimy miasta, jesteśmy tu razem i każdy robi swoją część roboty – wyjaśnia nam generał. Tłumaczy nam, że sam studiował w Szwecji, a jego żona zajmuje się genetyką. Otwierają się drzwi i wchodzi oficer z wiadomością. Po jego twarzy można odgadnąć, że chodzi o złą wiadomość. Wybuch samochodu-pułapki. Generał jest niespokojny, przeciwnikowi znowu udało się uderzyć. - Nie ma lekko – mówi tak, jakby nas miał za coś przeprosić. Wedle jego słów aktualna sytuacja na linii frontu jest stabilna. Doskwierają natomiast inne problemy – niewielkie zapasy amunicji i zaopatrzenia. Największym zmartwieniem jest jednak to, że jego żołnierze dostali dopiero żołd za marzec. Irytuje go to tym bardziej, że urzędnicy w okupowanym przez ISIS Mosulu dostają swoje wypłaty na czas, a pieniądze przez nich prawdopodobnie trafiają do rąk islamistów. Wspomina też, że „posiłki" w postaci szyickiej milicji są bronią obosieczną. Zdarzyło się już kilka incydentów, w których wyniku zginął jeden Kurd. Obawia się też, że któregoś dnia szyiccy milicjanci odmówią wyjścia z tego rejonu, już przeprowadzili kilka patroli w Kirkuku. Generał Aras chce jednak, abyśmy skupili się na czymś innym – jego siły szybkiego reagowania składają się wyłącznie z zachodnich ochotników, którzy dołączyli do Peszmergów w ich walce z islamistami. Otwierają się drzwi i wchodzi dwóch młodych mężczyzn – już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że żadni z nich Irakijczycy ani Kurdowie. Potem dołącza jeszcze trzech, a wkrótce kolejni. Witają się amerykańskim angielskim – z całej piętnastki większość okazuje się Amerykanami, jest też kilku Kanadyjczyków i jeden Europejczyk. Są tu byli marines, któryś ma wpięta w kamizelkę armijną odznakę Combat Infantry Badge. Kolejny mówi, że nie ma doświadczenia wojskowego, ale chciałby coś zmienić. Średnia wieku to 20–30 lat, ale jeden czy dwóch ma pod czterdziestkę. − Jestem tu, żeby walczyć z ISIS. Moja wojna się nie skończyła – mówi jeden z Amerykanów, który wcześniej zaliczył dwie tury bojowe z Marines i uważa, że nadszedł właściwy czas. − Musimy walczyć z Daesh wszędzie, gdzie się da. Jeśli uda się ich wypchnąć stąd, będę walczył z nimi w Syrii i Libii – mówi kolejny. Niektórzy z ochotników oddali wszystko, co mieli, aby walczyć z islamistami. Kilku sprzedało samochody, aby tutaj dotrzeć i kupić niezbędny sprzęt. Jeden z medyków przyjechał z plecakiem wypełnionym bandażami, stazami i innym sprzętem medycznym o wartości ponad dwóch tysięcy dolarów. To, co mu teraz z tego zostało, ledwie starcza na jego własną apteczkę. Inny ochotnik, były żołnierz, został zwolniony (z powodu prawdopodobnego PTSD) po służbie w Iraku, podczas której dwa razy wpadł na IED. Teraz znów jest na linii frontu, wśród rodziny – walczących. − Sprawdzamy wszystkich, którzy się do nas zgłaszają. Chcemy mieć pewność, że nie ma tu niewłaściwych ludzi – mówi nam generał, a my sami jesteśmy niemal pewni, że CIA i inne agencje interesują się dokładnie tymi, którzy tutaj walczą. Po powrocie do domu mogą spodziewać się rozmów z przedstawicielami władz. Ale nie wszyscy chcą wracać, część deklaruje, że chce zostać w Kurdystanie. Zbierać graty! Widać, że wszyscy zabrali swój własny sprzęt – plate carriery, mundury, kamizelki. Tutaj wiele nie dostaną – pieniędzy żadnych, jedynie prowiant i nocleg, czyli kurdyjskie jedzenie i materac do spania. Na pytanie, czy czegoś nie potrzebują, jeden z Amerykanów odpowiada: MRE! Peszmergowie nie mają pieniędzy na zakup racji żywnościowych. Ryż musi wystarczyć. Mięso jest prawdziwym rarytasem. Standard życia w tych warunkach jest biegunowo odległy od luksusów – broń i amunicja też pozyskiwane są głównie na własną rękę. Sanitariusze RELACJA