Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/605595
opuszczając zaśnieżoną przełęcz, widziałem już w oddali wioskę skógar, cel mojego marszu. byłem pewny, że gdy dojdę, zjem zaraz gorący posiłek. przy wodospadzie na wielkim głazie usiadł kolejny kruk. moja wyobraźnia mówiła mi, że to ten sam, a przyleciał do mnie ponownie, żeby powiedzieć: „dobra robota!". Dzień kruka był najcięższym dniem Hike of Iceland. obfi- tował w momenty zwątpienia – po co to robię, czemu tu jestem, ile jeszcze wytrzymam, nie mogę już... Skógar. Leniwy dzień pełen słoń- ca. Lodowcowe wichry i połacie śniegu zostawiłem już za sobą. w powietrzu czułem zapach atlantyckiego powietrza. ostat- nie 30 km do plaży pod wioska Vik. Trasa w większości prow- adziła po ruchliwej drodze nr 1, czasem udało się znaleźć wąską ścieżkę prowadzącą równoleg- le do głównej trasy i nie streso- wać się tym, że mogę zostać po- trącony przez jadący samochód. przetrwałem pustynie, huragan, balansowanie nad przepaścią i głupio byłoby wpaść pod koła auta! bardzo szybkie i sprawne tempo marszu, pomimo narasta- jącego w kolanach bólu. cóż, asfalt i beton nie sprzyjają długim marszom z obciążeniem.... po lewej stronie wciąż widziałem lodowiec, którego oblicze poznałem zeszłe- go dnia. mijałem dziesiątki malut- kich domków, w powietrzu czuć było zapach ryb i morskiej bryzy. ostatni etap postanowiłem skrócić i pójść na przełaj. droga zamieniła się w trawiastą łąkę, a następnie zagajnik, w którym był ukryty nie- widoczny dla mnie potok. ostatnia przeprawa w gęstych zaroślach. zbliżała się godzina 20.00. mimo prostej drogi dostałem nieźle w kość. byłem głodny i spragniony. wiedziałem, że przy plaży jest restauracja. postanowiłem, że w ramach nagrody zafunduję sobie na końcu wyprawy pyszną islandzką zupę z barana, uzupełnię zapasy wody i spędzę noc na plaży. plaża w Vik była cudowna. czarny piach, ogromne skały przy brzegu, oderwane od klifu, wielkie pros- tokątne formy przy jego ścianach, przypominające zbiorowisko dra- paczy chmur w wielkim mieście. rewelacja! zapadł zmierzch, na- jedzony postanowiłem rozbić się na plaży. wiatr przybrał na sile. przez 30 minut próbowałem rozstawić namiot, ale musiałem odpuścić. pozostały dwie opc- je: przespać się w jaskini i zostać obudzonym przez robiących mi zdjęcia turystów lub schować się za opuszczoną stodołą, kawałek dalej od plaży. wygrała stodoła. należy mi się porządny sen! rozbiłem na- miot za traktorem, który dawał mi wraz z budynkiem pewną osłonę przed wiatrem. szybka toaleta i spać! był to najdłuższy sen pod- czas całej wyprawy, a poranek powitałem ze świadomością, że nigdzie nie muszę już iść. Leniwie wylegiwałem się na plaży, ogląda- jąc rozbijające się o kamienie mor- skie fale. po południu byłem już w reykjaviku. WYPRAWY