Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/654933
RELACJA po szybkim zrzucie sprzętu i przepakowaniu, korzystając z reszty dziennego światła, ruszamy w pierwszą trasę. trudno powiedzieć, że jest to przejście wyznaczoną i zaplanowaną trasą. po kilkuset metrach drogą w dół doliny zaczynamy się wspinać po jej ośnieżonym stoku. jak to stwierdził max: „klasyczny off-road… uwaga na korzenie i leżące pod śniegiem gałęzie". wspinamy się, starając utrzymać równe tempo. słychać tylko skrzypienie śniegu pod butami i głębokie oddechy. ciężar ekwipunku wydatnie zwiększa się z każ- dym krokiem. prowiant, zapasowa odzież, sprzęt fotograficzny, komunikatory, broń, amunicja, całe mnóstwo gratów. po co tyle tego zabraliśmy ze sobą, aby przejść kilka kilometrów poza szlakiem? wisienką na torcie jest karabin pWs mK216 kalibru .338 przytroczony do jednego z plecaków. trochę waży…. po godzinnym podejściu zaczyna się ściemniać. nasi zaprawieni w górskich wędrówkach offroadowcy, max i kostek, po konsultacji i sprawdzeniu wskazań z dwóch nawigacji Gps podejmują decyzję. schodzimy. jest stromo. mało powiedziane, jest tak stromo, że mimo dużego doświadczenia w freeridzie snowboardowym nie podjąłbym się zjazdu tym zboczem. zejście, a praktycznie kontrolowany ześlizg, daje nam ostro w kość. trzykrotnie przeprawiamy się przez zamarznięty do połowy strumień, licząc za każdym razem na to, że lód jest wystarczająco mocny, by nas utrzymać. po kolejnej godzinie marszu w snopach światła z czołówek docieramy do drogi. niezła nawigacja naszych trekkingowców – jesteśmy 500 metrów powyżej schroniska. bez strat, nie licząc tego, że każdy zaliczył kilka niezłych upadków i że złamał się jeden karbonowy kijek.