Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1073961
Tego samego dnia, blisko północy, byłem już z powrotem w Warszawie z bananem od ucha do ucha. W Co tu więcej mówić. Kto nie miał okazji czegoś takiego doświadczyć, nie zrozumie, jak zajebiste jest to doświadczenie. dział w konwoju dał mi całkowite nowe spojrzenie zarówno na to, jak bardzo skomplikowane jest to przedsięwzięcie, jak i na to, jak bardzo kierowcy są obciążeni fizycznie. Czytając różne komentarze o wypadkach z zeszłego roku, sam się śmiałem z tego, natomiast gdy zobaczyłem na żywo manewrowanie tym sprzętem, całkowicie to zrozumiałem. Wyobraźcie sobie próbę wyjechania TIR-em z parkingu, gdzie przed wyjazdem jest wysepka ze znakiem na niej. Kierowca może być mistrzem, ale i tak ten znak położy, bo inaczej się nie złamie. Co mnie najbardziej zaskoczyło i zdziwiło, to relacje pomiędzy żołnierzami. Całkowicie różne od tego, co jest WP – stopień ma znaczenie wyłącznie w sprawach służbowych. Poza nimi, z zachowaniem tytułowania, każdy z każdym rozmawiał na całkowitym luzie. Czy to Spc ze Staff Sergeantem, czy CWO2 z kapitanem. Rozmowy na luzie, siedzenie razem i żartowanie. Coś mało spotykanego w naszej armii, gdzie nadal panuje dość wyraźny podział między korpusami czy raczej grupami stopni. Tak samo cała kadra oficerska w mojej kolumnie zaczynała jako enlisted soldiers i została oficerami po OCS – Officer Candidate School. To również mało spotykane w naszej armii, chociaż powoli się zmienia. Czy pojechałbym ponownie? „Hell yeah, I would" W sumie przed publikacją tego artykułu brałem udział w ćwiczeniach „orsuk 18" jako tłumacz. Sprawdzając tekst w tej chwili (i dopisując ten akapit), przygotowuję się na kolejną „wycieczkę". Drawsko Pomorskie, „Anakonda 18". Również jako tłumacz, tym razem dla batalionu pancernego z Old Ironsides, czyli .S. 1st Armored Diision. Jak będzie, to się okaże. Na pewno pogoda troszkę da w kość S, MST: Dla kogoś, kto od zawsze pasjonował się ogólnie pojętym wojskiem, lecz zawodowo poszedł w innym kierunku, krótki epizod manewrów „Saber Strike" był idealną okazją do doświadczenia w pigułce drobnej części tego rzemiosła. Mimo zamknięcia pod kloszem, wynikającego z pełnienia roli cywilnego tłumacza, fakt przebywania na co dzień z żołnierzami 2nd CR i obserwowania ich codziennej rutyny jest nie do przecenienia. Częściowa ekspozycja na zagadnienia logistyczne i techniczne otwiera oczy na to, jak skomplikowana mechanika rządzi prowadzeniem działań wojskowych. Z zagadnień interpersonalnych to między bajki można włożyć stereotypy o Amerykanach Do tego należy dodać nadzwyczajny odsetek wspaniałych ludzi wśród tłumaczy, których taka forma spędzenia miesiąca swojego czasu przyciągnęła oraz niedostępne dla cywili obiekty i mnóstwo wojskowego sprzętu. Z ciekawostek: uśmiech na twarzy wywoływały narzekania na stare pojazdy, bo wyprodukowane aż 15 lat temu. Na zakończenie, wbrew moim obawom obowiązki tłumacza podczas manewrów nie polegały na zamawianiu fajek i burgerów, a na faktycznej pomocy w bardziej i mniej skomplikowanych sprawach. : dział w ćwiczeniach „Saber Strike 2018" dla mnie jako kobiety i cywila był doświadczeniem niezwykłym. Z jednej strony miało być odskocznią od korpo korytarzy, które stały się dla mnie osobistym Mordorem, z drugiej udowodnieniem sobie, że nie pasuję do określenia słaba płeć. Zdecydowanie, praca z S Army pozwoliła mi na przewietrzenie głowy, udział w konwojach nie pozwalał na rozmyślanie o przeszłości, lecz wymagał skupienia się na tym, co tu i teraz. Jak mówi poeta: „Nie znasz dnia ani godziny", kiedy w pojazdach twojej kolumny coś się zepsuje, ktoś coś zepsuje lub w opcji hardcore – zaśnie któryś z kierowców. Te sytuacje pokazały mi również, jak bardzo różnimy się jako narody. Przy okazji awarii Polacy mają milion sposób na jej rozwiązanie, nikt raczej nie czeka, lecz na własną rękę próbuje coś zrobić. Amerykanie mają dedykowaną osobę i jeśli akurat nie ma jej w pobliżu, nikt nie będzie próbował jej wyręczyć, lecz wszyscy cierpliwie będą na nią czekać. I tu pojawia się moje ulubione powiedzenie tego wyjazdu: „Hurry up and wait". Rozkazy wydawane są szybko, lecz ich realizacja czasami trwa w nieskończoność. I to nie dlatego, że nikt nic nie robi, tylko dlatego, że każdy wykonuje swoje obowiązki w swoim czasie. wiczenia te były swoistym testem osobowościowym, uczącym cierpliwości i zrozumienia. Z drugiej strony udowodniłam sobie, że mogę dużo więcej, niż do tej pory sądziłam. Gdyby kilka miesięcy wcześniej ktoś mi powiedział, że czerwiec spędzę w konwojach, śpiąc w namiocie na płytach lotnisk wojskowych i jedząc tylko racje żywnościowe, kazałabym mu, ogólnie rzecz ujmując, puknąć się w głowę. A teraz mogę tylko powiedzieć: „I did it". Również obserwowanie kobiet w armii, rozmowy z nimi i ich walka ze stereotypami dała mi wiele do myślenia. To nieprawda, że wszędzie lepiej, gdzie nas nie ma. Czasami okazuje się, że dobrze jest tu i teraz. www.fragoutmag.com