Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1185706
zauważyli, że mowa o dużych, dobrze wyposażonych i silnie uzbrojonych okrę- tach. Inaczej wygląda jednak sytuacja, gdy zamiast dużego okrętu bojowego pod- stawimy dozorowiec czy patrolowiec, jednostkę niewielką i słabo uzbrojoną. Jakakolwiek sytuacja, w której dojdzie do zbliżenia samolotów lub – co gorsza – okrętów, daje okazję do propagandowe- go jej wykorzystania poprzez wykonanie zdjęć i nagrań video w celu ich rozpo- wszechnienia. Agresywne manewry tylko spotęgują ten efekt. Łatwo będzie wów- czas przekonać społeczeństwo, że każde użycie siły zbrojnej zakończy się rzezią załóg owych jednostek – i, traktując owych marynarzy jako swoistych zakład- ników, można wówczas inspirować takie zachowania opinii publicznej, aby wywie- rała nacisk na rząd, by ten zachowywał się zgodnie z interesem obcego państwa. Wszystko to bez oddania jednego strzału. Inaczej sytuacja będzie wyglądać pod kątem politycznym, militarnym i wizerunkowo, gdy użyte będą jednostki pływające mające realny potencjał i zdol- ne są także do przeprowadzenia własnej demonstracji siły. Co więcej, ich możliwo- ści musiałyby zostać uwzględnione także w scenariuszach zakładających otwartą konfrontację zbrojną. Lekkie, nawodne siły uderzeniowe niestety nie spełniają tego warunku. Pierwszym czynnikiem jest ich niezdolność do długotrwałej obecności w obszarze zainteresowania – na przy- kład przez dwa lub trzy tygodnie. Z drugiej strony, nie dysponują one dużymi możli- wościami bojowymi (mają jedynie pociski przeciwokrętowe). Musiałyby więc być osłaniane przez lotnictwo myśliwskie, co w naszych warunkach jest wysoce kłopotliwe z uwagi na to, że w razie kryzysu i wojny myśliwce będą miały wiele zadań do wykonania. Proble- mem więc będzie zarówno samoobrona samych małych okrętów, jak i zdolność do zapewnienia osłony innym jednostkom. Wynika to właśnie z ograniczonego za- sięgu efektorów, jakie mogą znaleźć się na jednostkach, takich jak patrolowce czy kutry rakietowe czy korwety. Prze- ciwnik może po ich wykryciu tak plano- wać działania lotnicze i morskie, aby je najzwyczajniej w świecie omijać. Przy zasięgach możliwych do zainstalowania na ich pokładach pocisków przeciwlot- niczych (w granicach góra 10 Mm) od- powiednie zaplanowanie tras przelotów i ich bieżąca modyfikacja jest łatwym zada- niem. Koszt, jaki ponosi przeciwnik, jest więc żaden. Jeśli zaś uznałby za celowe ich zniszczenie, to koszt ich wyłączenia z walki, liczony w liczbie środków bojowych i nosicieli, jest co najwyżej znikomy. Przy skromnej jakościowo i ilościowo obronie przeciwlotniczej mogą do tego celu być użyte wręcz starsze i tańsze pociski i nosiciele. Ryzyko utra- ty samolotów w takim scenariuszu jest minimalne, właśnie z uwagi na brak stre- fowej obrony przeciwlotniczej zdolnej do niszczenia nosicieli, zanim zostaną odpalone pociski. Łatwy będzie także atak saturacyjny – i znów można go przepro- wadzić z użyciem tańszych (starszych) środków. Nie możemy przy tym liczyć na to, że okręty będą mogły pozostać blisko brzegu, gdyż warunki geograficzne nie pozwalają ukrywać okrętów pomiędzy wyspami czy w zatokach. Mało tego – państwa, które mają takie możliwości, takie jak Dania, Szwecja czy Finlandia, kierują ewolucje swoich sił okrętowych w innym kierunku, właśnie coraz więk- szych i coraz lepiej uzbrojonych w broń przeciwlotniczą jednostek. Finlandia jest tu właśnie doskonałym przykładem odejścia od trendu małych okrętów rakietowych. Wydawałoby się, że to państwo dysponujące rozbudo- waną, pełną cieśnin i wysp linią brze- gową, powinno pozostać przy małych okrętach rakietowych, zwłaszcza że posiada dobrze uzbrojone okręty typu Hamina. Tymczasem strategiczna kalkula- cja, oznaczająca konieczność uwzględnie- nia innych scenariuszy niż tylko obrona własnego wybrzeża, sprawiła, że fińska marynarka wojenna otrzyma w ramach programu „Squadron 2020" cztery duże korwety uzbrojone w pociski przeciwlot- nicze (RIM-162 Evolved Sea Sparrow), przeciwokrętowe (wybrano izraelskie Gabriele V), torpedy oraz miny morskie. Uzyskano więc okręt wielozadaniowy o wyporności prawie 4000 t. Omówione powyżej problemy mają znaczenie nie tylko militarne. Pozycja polityczna państwa którego siły zbroj- ne nie są w stanie skutecznie bronić się przed agresorem, jest po prostu kiepska. Także w wariancie działań koalicyjnych, najbardziej prawdopodobnym, koniecz- ne jest występowanie w roli partnera dającego wymierny wkład militarny, mię- dzy innymi w formie okrętów. Nie moż- na się w tym momencie zasłaniać mitem „okrętów za dużych na Bałtyk", gdyż każdy element, jaki będą musieli nam zapewnić sojusznicy, będzie dla nas tym bardziej kosztowny politycznie, im słab- szą mamy pozycję wobec innych państw występując w roli petenta. To nas będzie kosztować później, po zakończeniu kon- fliktu. Wówczas zapewne się okaże (jak już to miało miejsce w przyszłości), że ci, którzy wnieśli realny wkład w prze- bieg walk, będą mieli najwięcej do po- wiedzenia. Jest to to czynnik, o którym często się zapomina podczas dyskusji o tym, czy i jakie systemy uzbrojenia, w tym okręty, są nam potrzebne. Jakie więc okręty Polska powinna pozyskać, mając na uwadze te czynniki? Wiadomo na pewno, jakich nie potrze- bujemy. Zbędne jest w świetle współ- czesnych zagrożeń dalsze utrzymywanie małych okrętów rakietowych, co stawia pod znakiem zapytania zarówno program Murena, jak i modernizację okrętów projektu 660. Najlepszym okrętem rakietowym na Bałtyku okazuje się bowiem „ORP Jelcz" – czyli baterie ra- kiet NSM wchodzące w skład Morskiej Jednostki Rakietowej, tańsze w pozyska- niu i utrzymaniu, a mogące z lądu razić cele na południowym Bałtyku. Gdy chodzi już o same okręty, to wła- śnie fregaty, przy założeniu gotowości do wydania odpowiednich kwot, są naj- bardziej obiecującym kierunkiem. Mogą one być nazwane dużymi korwetami lub okrętami obrony wybrzeża, jednak nieza- leżnie od nazwy, kluczowe jest klika cech, jakie powinny posiadać nowe okręty. Przede wszystkim powinny mieć zdolność do zapewnienia strefowej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, a więc przenosić pociski przeciwlotni- cze o zasięgu powyżej 150 km. Dobrym rozwiązaniem może być dodanie drugiego rodzaju pocisków, o mniejszym zasięgu, ale przenoszonych w większej liczbie. Jest to o tyle łatwe, że współcześnie pociski te odpalane są z bloków wyrzutni pionowego startu, takich jak amerykań- skie Mark 41. Wówczas pociski dalekiego zasięgu zwalczałyby samoloty rozpoznaw- cze, patrolowe oraz nosiciele pocisków, pociski średniego zasięgu – same pociski. Naturalną rzeczą jest dodanie kolejnych warstw, czyli systemów bliskiego zasię- gu oraz urządzeń zakłócających systemy naprowadzania. Oczywistością jest także posiadanie na takim okręcie szerokiego wachlarza sensorów, czyli radarów dalekiego za- sięgu oraz czujników pasywnych, dzięki www.fragoutmag.com