Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1541285
i czyniły bardziej ergonomiczną oraz zwiększały jej możliwości. Skoro jesteśmy już przy ergonomii – układ M16 stał się wyznacznikiem rozmieszczenia manipulatorów i dopasowania broni do strzelca i tak naprawdę, do dziś w zasadzie nic lepszego nie wymyślono, ogranicza- jąc się do powielania rozwiązań pana Eugeniusza w konstrukcjach nawet niebazujących na M16. Karabinek w wersji bazowej M16A1, pomimo 20-calowej lufy, jest bronią bardzo lekką, świetnie wyważoną, bardzo przyjazną dla strzelca i wy- jątkowo (jak na wojskowy karabi- nek) celną. Choćby dlatego warto go mieć w swojej szafie. Dostępność Kilka lat temu (pięć albo sześć, nie pamiętam) na nasz rynek trafiła duża partia karabinków M16, praw- dopodobnie z Malezji (choć niektórzy twierdzili, że z Izraela). W całości była to tzw. seria 9 milionów, czyli z nume- rami milionowymi, zaczynającymi się od cyfry 9 i wytwarzana w zasa- dzie przez cały okres lat 70. XX wie- ku. Była to broń produkowana przez Colta na eksport i przez to na lewej stronie gniazda magazynka nie ma napisu „Property of US government". Tu mała dygresja – te „prawilne" M16 z oznaczeniem własności rządu USA są praktycznie nie do zdobycia, bo nie były eksportowane, a i nie są także sprzedawane na rynek cywil- ny (ponoć po zakończeniu służby są po prostu niszczone). Nieliczne egzemplarze z takim oznaczeniem, najczęściej mocno przechodzone, są bronią utraconą przez SZ USA w różnych konfliktach i wpro- wadzoną potem na rynek cywilny. Niewątpliwie są to „kolekcjonerskie perełki", nawet biorąc pod uwagę skalę produkcji M16, a ich ceny – i to egzemplarzy często mocno zmęczonych życiem – potrafią wyr- wać z butów. Wracając do pierwszego rzutu M16 na rynek w Polsce – był duży, na tyle duży, że ostatnie egzemplarze z tej dostawy można znaleźć na rynku jeszcze i dziś. Siłą rzeczy są to karabinki zajechane do granic możliwości (tylko zewnętrznie, ale o tym dalej), często „wyremon- towane" przez niechlujne poma- lowanie ich na czarno (M16A1 NIE BYŁ czarny!). Pół biedy, jeśli to jakaś zwykła farba, którą daje się dość łatwo usunąć chemią, ale część z nich „wyremontowano" metodą kataforezy, pokrywając jakimś czarnym szajsem także wnętrze ko- mory zamkowej i spustowej oraz, w niektórych przypadkach, również komorę nabojową (sic!). Kto wpadł na taki genialny pomysł – nie wiem, ale powinien trzymać się z daleka od remontowania broni. Oczywiście na początku wybór był znacznie, znacznie większy i można było trafić nawet karabinki w stanie „mint", w ogóle nieuży- wane, nieremontowane, tak, jak je Colt 50 lat temu wyprodukował i wysłał na drugi koniec świata. Praw- dopodobnie były to jakieś maga- azynowe leżaki, zdjęte potem ze stanu i sprzedane. Kupiłem wów- czas właśnie takiego M16 i muszę przyznać, że cieszy oko – faktycznie jest w stanie magazynowym i aż żal z niego strzelać, Dlatego... a nie, o tym za chwilę. „Mintów" było mało, większość stanowiły karabinki używane, sporą część – broń mocno zmęczona życi- em. Tylko zewnętrznie. Wewnętrznie, jeśli chodzi o stan komór, mechani- ki broni, zespołu ruchomego, prze- wodu lufy – to wszystko było prawie nowe, bo praktycznie niestrzelane. Plotka głosi, że była to broń z jednostek wartowniczych, czyli dużo noszona i prawie niestrzelana. Czas mijał, te lepsze egzemplarze były wykupywane (kilkadziesiąt sztuk przerobionych zostało na świ- etne repliki karabinków XM177E1), zostawały te gorsze, a ich cena... wcale nie malała, bo były to w pew- nym momencie jedyne dostępne M16 na rynku. Aż do maja tego roku. Bo właśnie całkiem niedawno wjechała na polski rynek dostawa kilkuset (około 600) sztuk M16 BROŃ STRZELECKA

