Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/372730
RELACJA Equipped.pl Numer 46 Na samą Eskę (Selekcja w gwarze osób z nią związanych) przyjechałem prosto z Biegu Rzeźnika (Cisna), gdzie startowałem dwa dni przed preselekcją (gwarowo – preską). Ogólnie plan miałem trochę inny bo na początku preska była zaplanowana na poniedziałek, a to dla mnie jeden dzień więcej na odpoczynek po biegu. Tak więc Major postarał się nieświadomie, żebym nie miał za łatwo. tym bardziej że nie byłem pewien startu ani w esce, ani w biegu, gdyż leczyłem uraz kolana oraz łokcia. Tak więc starty w obu imprezach były dla mnie wielką niewiadomą. Co ciekawe „zaświadczenie lekarskie" potrzebne na preselekcja załat- wiałem dopiero w sobotę w Rzeszowie, gdzie po biegu miałem umówion- ego masażystę. Zatem preselekcja odbyła się w niedzielę, w Warszawie, na obiekatach WATu. Same ćwiczenia nie były zaskoczeniem, zatem i o wynik byłem spokojny pomimo zmęczenia nóg po presce. Zaskoczeni- em jednak było to że na początku Major mnie pominął przy wyczyty- waniu szczęśliwych nazwisk. Po mojej interwencji okazało się że gdzieś zawieruszyła się moja karta z wynikami. Byłem pewien wyjazdu na poligon bo miałem o 10 pkt mniej niż najlepszy wynik na presce. Standardowo miejsce kolejnego naszego spotkania z Majorem to Drawsko Pomorskie. Nie lubię za bardzo tego etapu miejskiego, gdyż nie zawsze udało mi się go pokonać. Tym razem tylko trochę pobiegaliśmy po mieście szuka- jac kilku ulic. Później nauka najważniejszych rzeczy na temat Drawska i transport na poligon. Tam standardowo etap wyrównania szans i marszu na wyprostowanie nóg z zielonej trybuny do „psychola" (tor psychologiczny). Początkowe dni to etapy eliminacji najsłabszych fizy- cznie i psychicznie. Major z instruktorami byli w szoku, gdy od samego początku ludzie sami rezygnowali. Bardzo duże znaczenie miała tutaj pogoda – w nocy, z tego co się później dowiedzieliśmy, temperatura spadała od 6 do 8 stopni. Dla mnie zresztą też to był chyba najtrudnie- jszy element Selekcji. Nauczony poprzednimi wizytami na poligonie zabrałem ten sam sprzęt, który pozwalał na spanie w samej koszulce i spodenkach w śpiworze. Teraz byłem ubrany w we wszystko co miałem plus karimata i śpiwór i dalej było mi zimno. To był naprawdę sprawd- zian mocnej psychiki. Same konkurencje nie były dla mnie za dużym zaskoczeniem. Są podobne lub stanowią pomoże w ich pozyskaniu. Tegoroczna nie była tak urozmaicona, jak poprzednie gdzie nie było np. skoku ze Śmigłowca czy przejazdu Rosomakiem. Mimo wszystko lubię być na poli- gonie i czuć pot na czole, adrenalinę krążącą w żyłach, niepewność kolejnych chwil. W tym roku również zaskoczeniem było to, że mogliśmy dużo pospać w nocy. Chyba wolałbym, żeby nas budzono, bo człowiek by się ruszał i nabrałby trochę ciepła. Z ciekawostek powiem, że wiersz który dostaliśmy był ten sam, co w 2009 roku, gdy pierwszy raz przechodziłem Selekcję. Mimo wszystko musiałem się go uczyć na nowo, bo nie pamiętałem. Kod też należał do rekordowo długich, bo chyba w historii jeszcze nigdy nie miał 40 cyfr. Myślę jednak, że problem z nauką tego typu rzeczy jak również rejestracji samochodów (nawet ciężarówek, które nas przywiozły lub ilu instruktorów było na starcie konkurencji) nie jest duży, bo człowiek odcina się od świata zewnętrznego i skupia się na otaczających go zadaniach. Zresztą, to też jest klucz do sukcesu, jak również element, który przyciąga ludzi na poligon (poza adrenaliną) Mam nadzieje, że Major dalej będzie ciągnął ten wózek w kierunku, w którym idzie teraz. Chciałbym, żeby dostał większą pomoc przy tym zadaniu od MON czy sponsorów. Chciałbym, żeby telewizja ogólnodostęp- na pokazała tego typu imprezy zamiast programów typu „ukryte prawdy". To dzięki Majorowi młodzi ludzie coś robią, ćwiczą, biegają i interesują się sportem czy wojskiem zamiast siedzieć przed TV czy konsolą. uczestnika. Mimo że niektórzy byli psychicznie, na wodzie odpadali w dna piasku i do widzenia, a spra- się na powierzchnię zawartość wspominam dobrze, chociaż kolejne wejście do wody, a słońce nas Raczej nie było słychać z ich dawaj!", ale też i „możesz Rezygnujesz?". Obserwowali błędy, poganiali i sprawdzali dokładnie słuchać istotnych trzeba było puszczać mimo Raczej nie było słychać z ich dawaj!", ale też i „możesz Rezygnujesz?". Obserwowali błędy, poganiali i sprawdzali dokładnie słuchać istotnych trzeba było puszczać mimo eliminacji. Jak usłyszałem Dwa dni do końca, a ja powinęła mi się noga w jakiejś ostatnie ostrzeżenie!". nie ma mowy żebym teraz utraty szansy ukończenia Pomyślałem o tym, że nie najbliższych, dla podopiecznych, Było nas już tylko 15. dotrwał do końca, my wieczora dostaliśmy coś, żywnościowa, na ciepło! konserwy, pasztetu z warzywami, to było niebo w gębie. Szóstego dnia pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, „Chcę do domu". Poziom zmęczenia już dawał o sobie znać w każdy możliwy sposób. „Jeszcze trochę wysiłku i jutro będzie koniec" – takie myślenie podtrzymywało mnie na duchu. Kole- jny marsz, jedno lotnisko, drugie lotnisko, ale co to już koniec marszu, czas na konkurencje, potem tor składający się z następujących po sobie: czołganie się z karabinem i zasobnikiem (tutaj urwała mi się szelka w plecaku, to był problem), przeprawa wodna po dętkach, przeprawa wodna na PZ, przeprawa wodna po drabince, oczywiście do pasa w wodzie. Kolejne czołganie się i rozkładanie broni wraz z recytowaniem już 40-cyfrowego hasła. To wszystko przy akompaniamencie okrzyków instruktorów „Masz najgorszy czas! Jesteś ostatni! Jesteś ostatni! Rusz się, to konkurencja na czas!". Plecak majtał mi się na jednym ramie- niu, a w głowie myśl, że wszystkie rzeczy mam mokre, a tu jeszcze cały dzień i noc trzeba przetrwać. Chwila na ogarnięcie, wykręcenie spodni, skarpetek, maksymalne wysuszenie butów, ponieważ nie wiadomo, co będzie za chwilę. Jak pójdę w mokrych butach na niekończący się marsz odparzę nogi i kaplica. Oczywiście nieoczekiwana zbiórka i wracamy na miejsce konkurencji. Major Kups przejął dowodzenie. Na przemian przez kilkanaście dobrych minut, cali mokrzy i zmęczeni, czołgaliśmy się, wstawaliśmy, po czym padaliśmy na ziemię, siadaliśmy, mówiliśmy hasło albo w całości, albo określoną część, recytowaliśmy wiersz w podporze przodem trzymając się parę centymetrów nad ziemią i nagle, niespodziewanie, gdy wszystkim już brakowało tchu usłyszeliśmy: „To jest koniec Selekcji!". Okrzyki radości nastąpiły natychmiast, chociaż każdy przez sekundę zwątpił i pomyślał, czy oby na pewno, czy to nie jest znowu jakiś podstęp. W tym całym zamieszaniu nawet nie zauważyłem, że wokół nas pojawiło się sporo ludzi, żołnierze, dziennikarze, jakieś auta, dopiero po chwili to wszystko, co nas otaczało w tych ostatnich momentach zmagań stało się widoczne. Gratulowaliśmy sobie, jeszcze raz wykrzyczeliśmy hasło, uściski dłoni z instruktorami i ostatni marsz do obozowiska, to już był faktycznie koniec. Na Selekcji najbardziej utkwiły mi w głowie niekończące się marsze, jakoś wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że nie lubię chodzić – wolę biegać, ale jakoś te marsze mnie dobijały. Niewiedza i dezinformacja sieje spustoszenie w głowie uczestnika, zastanawiałem się, po co, w jakim celu, gdzie idziemy, ile już przeszliśmy, a ile jeszcze przed nami? Czasem to było irytujące, ale myśli można było zająć powtarzaniem hasła i wiersza. Ja osobiście, myślałem również o tym, że narzeczona na służbie przygotowawczej, to ma gorzej, ponieważ ona tam jest przez 4 miesiące, a ja tutaj mam zaledwie tydzień.