Operacja „Brunatna armia"
Ważąc nóż w dłoni, początkowo nie miałam
pojęcia, jaką funkcję ma pełnić. ciężki,
taktyczny, o całkiem użytkowo wyglądającej
klindze balisong, jednak nienadający się do
freestyle'u, stanowił dla mnie pewną zagadkę.
aby oswoić się z foxem, postanowiłam zabrać
go na grzybobranie.
cel misji był banalnie prosty – znaleźć
i wyeliminować brunatne koszule, składając ich
ciała w wiklinowej trumnie. osobiście miałam
jednak swoje ukryte intencje. operacja miała
mi dostarczyć informacji o nowym najemniku,
jego operatywności, zaletach i wadach
w codziennym funkcjonowaniu jednostki.
komfort noszenia balisonga oceniam raczej
średnio. nóż pozbawiony jest klipsa i z racji
swojej masy ciążył mi w kieszeni. stalowe
linersy, pomimo nawierconych otworów, mają
niezaprzeczalnie wysoki udział w 200-gramowej
masie foxa. łom, wieńczący zamkniętą
rękojeść, również dawał się we znaki, gdyż od
czasu do czasu zahaczał o spodnie i co jakiś
czas kłuł w udo. największym minusem okazał
się jednak brak możliwości szybkiego otwarcia
noża jedną ręką (jest to wykonalne, ale ani
wygodne, ani szybkie). magnetyczny latch
trzyma na tyle mocno, że wygodniej obsługuje
się nóż oburęcznie.
Bardzo przyjemnie natomiast wykonywało
się foxem wyznaczone zadanie. Wrogowie
w brązowych hełmach ukrywali się w lesie,
zakamuflowani wśród mchów i opadłych
liści. lis natomiast skradał się z właściwym
sobie sprytem, by w odpowiednim momencie
przycisnąć ciężką łapą ścielące się miękko
zielone runo i czarnym pazurem ciąć
bezlitośnie grube jasne karki. przy lekkiej pracy,
niewymagającej pewnego chwytu, bardzo
przyjemnie operowało się nożem o tak grubej
i masywnej rękojeści. trafionym pomysłem
okazało się podcięcie pod jelcem, na którym
można wygodnie oprzeć palec.
www.fragoutmag.com