Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/915069
W 2008 roku zniesiono przymusowy pobór – wojsko stało się formacją zawodową. - No i pewnego dnia przyszedł do biura Jacek i mówi, że on idzie do szkoły podoficerskiej – opowiada Magdalena Dutkiewicz. - Tłumaczył jakoś, skąd ta zmiana w nastawieniu do armii? – usiłuję rozwikłać motywy „Dudiego". - On nigdy nie tłumaczył swoich decyzji – siostra Jacka wzdycha głośno. – Podejmował je i koniec. Ale myślę sobie, że to wojsko było mu potrzebne, by poczuł się jak facet, nie dzieciak. Tak to widzę. - Szukał swojego miejsca – dodaje matka Dutkiewicza. - Jako chłopiec, nie bawił się żołnierzykami? – pytam. - A gdzie tam. On nawet WF-u nie cierpiał – słyszę z ust pani Stanisławy. - Zwiewał z zajęć sportowych – Magda uśmiecha się szeroko. – Gdy kończył służbę zastępczą, był jak taki pulpecik. 90 kilo ważył. Potem, znów bez żadnych wyjaśnień, zabrał się za swoją kondycję i w krótkim czasie zleciał do 70 kilo. Ludzie pytali mnie, czy mój brat ma raka – bo jakoś ostatnio zmarniał. A on już przygotowywał się do egzaminów wstępnych do szkoły podoficerskiej. - Czyli wojsko to wymysł już dorosłego Jacka – konkluduję. - No tak – potwierdza matka „Dudiego". – Za młodu to tylko kable, przewody, CB, tego typu rzeczy. Elektronika. Po podstawówce nie zastanawiał się długo i zdał do technikum elektronicznego. U nas, w Czarnkowie. - Powiedz, co robił przed technikum – Magdalena zwraca się do matki. Patrzę z zaciekawieniem na starszą spośród kobiet. - Przez trzy lata chodził do szkoły muzycznej – mówi pani Stanisława. – Ale nie skończył jej, bo nauczycielka dała mu czwórkę z gry na fortepianie. Co gorsze, kazała mu poprawić na piątkę, no i Jacek się zawziął. Powiedział, że więcej do szkoły muzycznej nie pójdzie. I nie poszedł… - Dobrze grał na tym fortepianie? – i ja uśmiecham się serdecznie. - Jakoś mu tam szło, w końcu pianino w domu miał – Magda macha ręką z udanym lekceważeniem. - Słuch miał perfekcyjny – zapewnia matka zmarłego. – Ale ruszał się… - kobieta zawiesza głos. – Mówię mu kiedyś: „Jacek, masz dobry głos do śpiewania, słuch muzyczny, wyczucie rytmu, grasz; naucz się chłopie tańczyć. A on nic tylko łokciami jak kaczuszka. Od bioder w dół sztywny zupełnie. W wojsku za to „Dudi" wolał być w ciągłym ruchu. W sierpniu 2009 roku ukończył Szkołę Podoficerską Wojsk Lądowych w Zegrzu (specjalność: łączność i informatyka – obsługa stacji zasilania i ładowania akumulatorów). Stamtąd trafił do 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, do batalionu dowodzenia w Międzyrzeczu. Został dowódcą stacji zasilania i… - Posadzili go za biurkiem, męczył się strasznie – mówi Magdalena. – Bardzo szybko zaczął kombinować, jakby tu się przenieść do innej jednostki. W sukurs Dutkiewiczowi przyszły rozkazy z Dowództwa Operacyjnego – 17. WBZ została wyznaczona do misji w Afganistanie, a Jacek na kurs dowódcy załogi Rosomaka. Nowoczesny transporter opancerzony, w dodatku w wersji bojowej, spełniał oczekiwania kaprala. Ponad półroczna służba w Afganistanie – od kwietnia do października 2011 roku – tylko utwierdziła go w przekonaniu, że jego miejsce jest w jednostce liniowej. Złożył wniosek o przeniesienie i w listopadzie 2012 roku został dowódcą sekcji w drużynie wsparcia plutonu zmechanizowanego. Siedem miesięcy później dowództwo 17. WBZ wyznaczyło „Dudiego" na stanowisko dowódcy drużyny rozpoznawczej, w plutonie rozpoznawczym. - No i to mu pasowało – mówi siostra Jacka. – Naprawdę stawał na rzęsach, by swoich chłopaków czegoś nauczyć. Sam załatwiał jakieś schroniska w górach, organizował marsze, letnie, zimowe. Biegał z nimi po lasach, brodził w rzekach – wszystko po godzinach. Ci żołnierze do dzisiaj mówią, że był dla nich wzorem. „Dudi" się spełniał, ale nie był ślepo zapatrzony w wojsko; miał świadomość jego słabości i krytyczne nastawienie. W 2012 roku – w jednym z wysłanych do mnie maili – pisał: „(…) Konieczne jest odejście od starokomunistycznego sposobu myślenia, w którym byli szweje i wielka kadra. W którym najlepiej sprawdzał się żołnierz głupi, czy nawet tępy, bo takim łatwo było manipulować. (…). Podstawą transformacji Wojska Polskiego musi być nie tylko zmiana sprzętu, wyposażenia żołnierzy (…). To ważne, ale przede wszystkim zmienić trzeba mentalność dowódców. A że ich mentalności zmienić się nie da, zostaje tylko jedno: zmiana dowódców". Te Jackowe refleksje powstały na gruncie doświadczeń z Afganistanu. Niewiele brakowało, a „Dudi" by tam nie trafił. - Zdiagnozowali u niego kłopoty z sercem – opowiada siostra żołnierza. – Ale znów na upartego trafiło. Jacek zrobił badania prywat- nie, w specjalistycznej klinice, i wyszło, że wszystko jest w porządku. Poleciał. - Miał jakieś obawy przed wyjazdem? – zwracam się do matki zmarłego. - No miał – odpowiada Stanisława Dutkiewicz. – Tuż przed wylotem przyszedł do mnie i płakał jak dziecko. Ale lecieć chciał. Chciał, bo misja wpisywała się w plany Jacka Dutkiewicza. Doświadczenie bojowe to nie lada atut w przypadku kandydatów do jednostek specjalnych – a właśnie tam mierzył „Dudi". Jeszcze przed Afganistanem dał pokaz swoich technicznych umiejętności jako współkonstruktor systemu rozpoznania improwizowanych urządzeń wybuchowych „Sauron". Później szedł już ścieżką budowania formy i zwiększania możliwości fizycznych organizmu. Ukończył kilka maratonów i półmaratonów, kurs przetrwania w ekstremal- nych warunkach pogodowych, kursy płetwonurka i wspinaczkowy, część z tych przedsięwzięć finansując z własnej kieszeni. W kwietniu 2015 roku, także prywatnie, zapisał się do szkółki spadochronowej w Zielonej Górze. - W domu miał już wypisany wniosek o przeniesienie do „Lublińca" – Magdalena ma na myśli elitarną formację Wojsk Specjalnych. – Papiery skoczka miały zwiększyć jego szansę na przyjęcie. - Podobało mu się to skakanie? – pytam. - Po pierwszym razie był niesamowicie nakręcony – odpowiada siostra „Dudiego". KSIĄŻKA