koszmarna pogoda. wiatr i pada-
jący w plecy deszcz. dookoła
ogromne ilości śniegu. teraz już
zrozumiałem, przed czym mnie
ostrzegano. przechodzę wąwozem
pod wulkanem askja. rzeki, przez
które się przeprawiam, okazują się
zasypane śniegiem. płynąca woda
ulokowana jest głęboko pod gru-
bym lodem. zewnętrzna warstwa
śniegu wymieszanego z piachem
i błotem idealnie łączyła się z błękit-
nym lodem wystającym w nie-
których zagłębieniach. przechodząc
przez białe rzeki, musiałem bacznie
obserwować moje otoczenie.
Nie mogłem sobie pozwolić na
wpadnięcie do szczeliny śnieżnej,
na poślizgnięcie się i kontuzję.
kieruję się w stronę wulkanu
Trollandyngja. po lewej stronie,
w odległości ok. 20 km, zauważam
ogromną wypukłą szczelinę pow-
stałą po erupcji wulkanu bardar-
bunga. Niestety, strefa była wciąż
zamknięta z powodu silnych
trzęsień ziemi i obawy przed kole-
jną erupcją szczelinową. moja trasa
cały czas przebiegała na granicy
wulkanicznej strefy bezpieczeństwa.
dziesiąta godzina marszu, co chwi-
la brodzenie w śniegu, labirynty
lawy wulkanicznej, co jakiś czas
przejście przez rzekę. pokony-
wanie przeszkód wodnych miło
chłodziło obolałe stopy, ale
po chwili temperatura stawała się
nieznośnie niska. ważne było zach-
owanie bezpieczeństwa – nurt był
czasem porywisty, a dno i wysta-
jące kamienie niepewne. ostrożnie
stawiałem stopy, sprawdzając
stabilność podłoża. asekurowałem
się też kijkami, tak aby nie zamo-
czyć mojego sprzętu. wielką
radość, przyćmiewającą wszelkie
niedogodności, sprawiło i picie wody
i uzupełnienie jej zapasu – w końcu
miałem jej pod dostatkiem. moim
docelowym miejscem tego dnia
było małe jeziorko pośród wulkan-
icznego labiryntu odadahraun.
po dojściu i rozbiciu obozu świado-
mość tego, że cała woda jest tylko
moja, a także, że mogę pić ile chcę,
jest czymś, co sprawia, że człowiek
jest szczęśliwy i tryska motywacją
oraz determinacją, żeby przejść
to islandzkie piekło.
www.fragoutmag.com