Frag Out! Magazine

Frag Out! Magazine #16 PL

Frag Out! Magazine

Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/853192

Contents of this Issue

Navigation

Page 189 of 212

Haha, nigdy! Jednym z warunków dostania się na SOCOM było wcześniejsze ukończenie kursu Infantry Combat Medic, a ja miałem już za sobą szkolenie dla medyków piechoty armii Stanów Zjednoczonych. Jak się później okazało, mój kurs miał charakter otwar- ty, więc chętnych było o wiele więcej niż normalnie. Wtedy dyplom nie miał aż tak wielkiego znaczenia. Co tam było najtrudniejsze (poza koniecznością rzucenia palenia)? Zdecydowanie najtrudniejsze były pierwsze miesią- ce, kiedy uczyliśmy się anatomii. Nazwy części ciała, mięśni, narządów, układów i ich funkcji. Wszystko po łacinie. Spałem wtedy po osiem, dziesięć godzin. Na tydzień. A co było najfajniejsze? Najlepsze było to, kiedy wróciłem z praktyk. I koniec kursu, kiedy wręczono mi dyplom i otrzymałem tytuł Special Operations Combat Medic. Byłem jednym z nielicznych obcokrajowców, którzy ukończyli kurs, któ- ry obowiązywał tylko Amerykanów – ATP – Advanced Tactical Practitioner. To egzamin, do którego obcokra- jowcy nie musieli podchodzić. A ty podszedłeś… Po co? Kolejne wyzwanie, kolejna lekcja i egzamin, który zmuszał mnie do wytężonej pracy i nauki. Lubisz robić sobie pod górkę, a najlepiej jeszcze przedzierać się przez krzaki. Czemu? Lubię wyzwania. Lubię się sprawdzać. Lubię, kiedy jest ciężko. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że potrafię, że dam radę. Na kurs pojechałeś już po powrocie ze swoich pierw- szych misji. Po Macedonii i po Iraku. Co robiłeś w Macedonii? W ramach Task Force Fox mieliśmy głównie ochraniać obserwatorów NATO i Unii Europejskiej, którzy porusza- li się pomiędzy dwoma zwaśnionymi stronami – armią Macedonii i Armią Wyzwolenia Kosowa. Ja byłem cały czas na etacie medyka. Co na tym etapie potrafił polski wojskowy medyk? Niewiele. Bardzo niewiele. Byłem po jakichś tam kursach cywilnych, po BLS-ie i po pierwszym kursie w Wojskowym Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi. Nie będę tutaj oszukiwał, że byłem wtedy su- percombat medykiem. Nie umiałem za dużo. I to wystarczało? Musiało. Robiłem wszystko najlepiej, jak potrafiłem. Nikt mi w Macedonii nie umarł na rękach. Później był Irak. Jeszcze bez tego arcyniesamowitego kursu, ale umiejętności miałeś już chyba nieco więcej? Tak, po powrocie z Macedonii stwierdziłem, że muszę zacząć robić coś samemu. Pierwsze kursy ratownic- twa taktycznego, samokształcenie, sięgałem po wszel- kie możliwe źródła. Trochę błądziłem w ciemności, ale chłonąłem to wszystko jak gąbka. Pozwól, że wrócimy jeszcze na chwilę do samego początku. Skąd w ogóle to ratownictwo? Ty chciałeś być żołnierzem, komandosem z nożem w zębach… Tak. Trochę zostałem do tego zmuszony. Taki dostałem etat. Skoro już coś robię, to albo robię to dobrze, albo wcale. A potem pojawiła się pasja. Wiesz, pozbawienie kogoś życia nie jest wcale takie trudne, naciskasz spust i już. Nie jest to specjalnie skomplikowane. Prawdziwym wyzwaniem jest jednak udzielanie pomocy. Trzeba mieć ogromną wiedzę i wiedzieć, co robić. Czy nie chodzi o bycie lepszym? Lubisz być lepszy od innych? Lubię być najlepszy. Im lepszy tym lepiej. Jesteś pełnoprawnym operatorem, z bronią potrafisz robić wszystko to, co koledzy z zespołu, a poza tym, masz te wyjątkowe umiejętności. To nie karmi ego? Oczywiście. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Ale to nie jest tak, że jestem jedyny. Każdy z nas ma drugą specjalność. Jak było w Afganistanie? Latałeś tam na ochotnika w tak zwanych „dyżurnych" MEDEVAC-ach. Po co ci to było? To był czas, kiedy już byłem świadomym medykiem. Chciałem zdobywać doświadczenie. Tak naprawdę mój wyjazd do Afganistanu był dla mnie możliwością dalszego kształcenia się, zdobywania doświadczenia na pokładach tych śmigłowców. Nie przyjmowałem nawet takiej opcji, że ja tam polecę, a mnie do tych MEDEVAC- ów nie przyjmą… Ale nie chcesz powiedzieć, że te wszystkie operacje wysokiego ryzyka ze swoim zespołem, w których brałeś udział w ramach TF – 50 były dla ciebie drugo- rzędne, bo tak naprawdę chciałeś MEDEVAC-ów? Musimy się tutaj dobrze zrozumieć. Moim podsta- wowym zadaniem było bycie operatorem Zespołu Zadaniowego TF – 50. I koniec. I tę robotę robiłem najlepiej, jak potrafiłem. Ale dla mnie samego priory- tetem było zdobywanie doświadczenia w MEDEVAC-u. Przede wszystkim dlatego, że gdybym później leciał na robotę ze swoimi chłopakami i coś by się stało, miałem wiedzieć, co robić. Czyli to nie jest tak, że te „wolontariaty" na MEDEVAC- ach były dlatego, że było ci mało adrenaliny? Nie, absolutnie nie. No, może trochę. No dobra, trochę były. Nie no, dobra, były. Tak, były. www.fragoutmag.com

Articles in this issue

Links on this page

Archives of this issue

view archives of Frag Out! Magazine - Frag Out! Magazine #16 PL