Frag Out! Magazine
Issue link: https://fragout.uberflip.com/i/1489239
dwie osoby. Ale prawdopodobny był też scenariusz odpalenia S-300 przez Rosjan, z zamiarem porażenia celu naziemnego, położonego przy polsko- ukraińskiej granicy. Rakieta nie trafiła, poleciała dalej – resztę znamy. Z tym, że – z uwagi na krótki zasięg S-300 – do wystrzelenia musiałoby dojść z terytorium białoruskiego. Co nie byłoby niczym nadzwyczajnym, bo Rosjanie wykorzystują Białoruś jako swoje zaplecze. Duża część ataków rakietowych na Kijów (i inne miasta zachodniej Ukrainy), jest przeprowadzana właśnie z tego kraju. Kryzysowe rozczarowania Cztery dni po incydencie ten scenariusz został przez stronę polską wykluczony. Podkreślono przy tym, że winni i tak są Rosjanie. Bo to ich kolejny barbarzyński atak rakietowy na ukraińskie miasta – w tym na przygraniczny Lwów – wywołał reakcję obrony przeciwlotniczej. Ukraiński pocisk nie opuściłby wyrzutni, gdyby nie było takiej potrzeby, reszta to splot niefortunnych okoliczności. Postawa władz Ukrainy – które obstawały przy wersji „rosyjskiej" – spotkała się z powszechnym rozczarowaniem Polaków. Gdy piszę te słowa, nie wiem, jak zakończy się ów kryzys w polsko-ukraińskich relacjach – pierwszy taki po 24 lutego. Trudno też nie zauważyć innego rozczarowania – możliwościami polskiej i szerzej, natowskiej obrony przeciwlotniczej. W potocznej wiedzy na ten temat fakty mieszają się z nierealistycznymi oczekiwaniami, a to wszystko podlane jest sosem retoryki, wedle której jesteśmy „silni, zwarci i gotowi". A jakie są realia? Nasze niebo wciąż pozostaje dziurawe – to skutek ponad 20 lat zaniedbań, odraczanych modernizacji i beztroskiej filozofii „jakoś to będzie". Szczęśliwie, jesteśmy na dobrej drodze, by to zmienić, lecz trzeba na to kilkunastu lat (o czym pisałem w PRZEGLĄDZIE, w nr 44/2022). Ale mówimy o rejonie nadgranicznym, gdzie znajdują się stałe urządzenia obserwacyjne (radary), na bieżąco monitorujące sytuację w powietrzu nad zachodnią częścią Ukrainy. Ów nadzór jest po 24 lutego liczniejszy, bo dodatkowo latają wzdłuż granicy samoloty rozpoznawcze NATO. Po drugie, ponieważ południowo- wschodnia Polska jest hubem logistycznym, przez który idzie pomoc dla Ukrainy, Amerykanie rozmieścili tam wyrzutnie antyrakiet Patriot, co daje kolejne stacje radarowe. Innymi słowy, wszystko, co lata po drugiej stronie granicy – nad Lwowem, Łuckiem, Iwano-Frankwskiem i innymi ukraińskimi miastami – „świeci się" u nas od momentu startu czy wejścia w przestrzeń nadzoru. Niezależnie, czy jest to rosyjskie czy ukraińskie. Widzieliśmy zatem rakietę, która spadła w Przewodowie. Śledzono ją od początku do końca. Dlaczego nie została zestrzelona? Bo pojawiła się w przestrzeni powietrznej RP na dosłownie dwie- trzy sekundy, upadła mniej niż 10 km od granicy. Czasu na reakcje było więc niewiele, właściwie to nie było go wcale, bo NATO nie bierze czynnego udziału w wojnie i nie strąca rakiet nad terytorium Ukrainy. „A taki Izrael jest w stanie chronić każdy skrawek własnego terytoriom", przekonuje jeden z wziętych publicystów. To pobożnożyczeniowe myślenie, przy ANALIZA